Drogie Siostry, Drodzy Bracia w Chrystusie!

List do Galacjan, zaraz obok Listu do Rzymian, cieszy się wielkim poważaniem u ewangelików, bo też w bardzo dużym stopniu przyczynił się do tego wspaniałego odkrycia reformacji, że zbawienie nie jest z uczynków, ale z wiary. To z Listu do Galacjan pochodzą te ważne dla nas słowa: „człowiek zostaje usprawiedliwiony nie z uczynków zakonu, a tylko przez wiarę w Chrystusa Jezusa” (Gal 2,16).

List św. Pawła do Galacjan 3,26-29

Bo wszyscy jesteście synami Boga
przez wiarę, w Jezusie Chrystusie.
Bo wy wszyscy, którzy zostaliście ochrzczeni w Chrystusa
przyoblekliście się w Chrystusa.
Już nie ma Żyda ani Greka.
Już nie ma niewolnika ani wolnego.
Już nie ma mężczyzny i kobiety
Bo wy wszyscy jednym jesteście w Chrystusie Jezusie.
Jeśli zatem jesteście Chrystusa,
jesteście więc potomkami Abrahama, dziedzicami według obietnicy.

Ale …, czy wiemy dzisiaj, co naprawdę znaczą te słowa? Czy mamy jeszcze język i słowa, którymi potrafilibyśmy tę naukę i prawdę wyrazić? Najpierw sami dla siebie, a następnie komuś, być może nieobeznanemu z naszą tradycją i słownictwem?

Wypowiedzi Apostoła Pawła do Galacjan, które przeczytaliśmy: bo wszyscy jesteście synami Boga, przez wiarę, w Jezusie Chrystusie, bo wszyscy jesteście dziedzicami i potomkami Abrahama, są bardzo pozytywne i uroczyste, ale … dosyć wyjątkowe w całym liście, bo tam padają bardzo ostre słowa pod adresem Galacjan. O nierozumni Galacjanie! Przezywa ich od głupców, po prostu (np. 3,1nn). Jak możecie tak postępować w świetle tego, co od Boga otrzymaliście! Złość i zdenerwowanie przeplata się z rozpaczą i bezradnością: co ja mam z wami zrobić (np. 4,11nn)?!

Zanim powiemy, co Galacjanie złego uczynili, warto uświadomić sobie, że i nam nie jest obce takie doświadczenie totalnej bezradności. Codziennie w telewizji, prasie, w pracy, w szkole, w polityce, jak najbardziej też w Kościele, spotykamy się z sytuacjami i rzeczywistością, która dla nas jest po prostu nie do pojęcia: Jak ona mogła?! Jak on mógł?! Jak ktoś, komu powierzono tyle władzy, może być tak nieuczciwy, leniwy i niekompetentny?! Jak ktoś, kto nazywa siebie chrześcijaninem, może w tak ewidentnie i świadomie krzywdzić drugiego człowieka?! Jak ktoś, kto ma dziecko, może je tak paskudnie zaniedbywać?! Itd. itd. Przykłady moglibyśmy mnożyć w nieskończoność.

Podobnie i dla apostoła Pawła było nie do pojęcia, że ludzie, którzy doświadczyli wiary i przebaczenia grzechów, przeżyli nawrócenie, przed oczyma których – jak obrazowo mówi Paweł – wymalowany został Chrystus Ukrzyżowany, którym przez samego Boga obiecane zostało życie wieczne … ci sami ludzie postanowili … się obrzezać! Zaczęliście w Duchu, a kończycie w ciele! – grzmi Paweł. Czy może być coś bardziej cielesnego niż obrzezanie? Galacjanie uznali, że ich wiara nie będzie taka do końca pełna i prawdziwa, jeśli nie dadzą jej ludzkiej, cielesnej pieczęci, jakiegoś widocznego znaku. Ktoś ich przekonał, że ten uczynek dopiero sprawi, iż będą prawdziwie należeli do Boga. Zaczęli też obserwować i przestrzegać dni, miesięcy, pór roku. Nie wiemy, czy były to horoskopy z gwiazd, czy jakieś rytuały dni świątecznych, ale pewne jest jedno, że zwrócili się ponownie do ludzkich kryteriów i „żywiołów tego świata” (4,8nn). Zamiast żyć w wolności Ducha i pilnować własnej wiary, zaczęli kierować się tym, co mogli fizycznie zaobserwować na tym świecie.

Nie zaufali swojemu doświadczeniu wiary i Duchowi Świętemu, woleli poszukać podpórek i protez, ludzkiego zakorzenienia i porządku. Czy nie jest to i dzisiaj nasze ludzkie „skrzywienie”? Że przecież sama, „goła” wiara nie wystarczy?! Czysto duchowe kryteria? A cóż to takiego, to idealistyczne mrzonki! Musimy naszą wiarę ukonkretnić, pokazać, dodać coś jeszcze namacalnego, obudować ją regułami, obowiązkami, powinnościami. Inaczej nie będzie prawdziwa! A przecież, powiedziane jest: synami Boga jesteśmy, przez wiarę, w Jezusie Chrystusie. Nic więcej!

Gdy słyszę o synach, potomkach i dziedzicach, jako kobieta nie jestem zbyt uszczęśliwiona, bo w pierwszym odruchu, w warstwie językowej nie mogę się z tymi słowami identyfikować. Ale popatrzmy, co Biblia mówi dalej. A mówi do nas w obrazach i metaforach. A tu obraz synów Boga jest jak najbardziej na miejscu. Najlepiej pokazuje, jak wielką i totalną zmianą, jak wielkim skandalem dla świata było przyjście Jezusa i jak wielką zostaliśmy obdarzeni łaską. Przed Chrystusem tych, którzy należeli do Boga, do jego ludu, rozpoznawano właśnie po obrzezaniu, po urodzeniu, po cielesnych znakach i pochodzeniu. Największe święta, w tym Paschę, mogli obchodzić tylko obrzezani. Dostęp do Boga mieli tylko obrzezani. To ludzki znak i cielesne przekazywanie genów decydowało o tym, czy należymy do Boga, czy tez nie. Lud Boga był policzalny, a liczyło się go według obrzezanych męskich potomków.

A teraz? Nie ma już Żyda ani Greka. Nie ma obrzezanych i nieobrzezanych. Nie ma już mężczyzny i kobiety. Nie ma męskich i żeńskich potomków. Wszyscy, naprawdę wszyscy należymy do Boga, przez wiarę, w Chrystusie Jezusie! To wiara jest jedynym dopuszczalnym kryterium do stwierdzenia, czy ktoś jest chrześcijaninem, czy nie, czy należy do Kościoła, czy nie, czy jest godny przyjmować sakrament Komunii Świętej, czy nie, czy może się modlić i oczekiwać przebaczenia, czy też nie. Bo to Bóg i tylko On powołuje i tworzy Kościół. To On nas ukochał i posłał swego Syna. Kościół, czyli społeczność wierzących, powstaje nie z woli człowieka, nie przez krew i ciało, nie przez urodzenie, nie przez znaki ludzkie, nie przez czyny człowieka, ale z miłości Boga. Nie jest jakąś afirmacją czy adaptacją stosunków ziemskich, lecz ich totalnym zaprzeczeniem!

Czy to nie jest wspaniała ewangelia i dla nas dzisiaj, że Bóg nie czyni żadnej różnicy między ludźmi, że u Boga nie liczy się to, co u ludzi, że nie ważne, czy urodziłaś, urodziłeś się w tym czy innym kraju, nie ważne, czy w dobrej rodzinie, w jakiej warstwie społecznej, nie ważne, czy urodziłeś się chłopcem, czy urodziłaś się dziewczynką, nie ważne, co według ludzkiej miary sobą reprezentujesz. Ważne jest tylko jedno, czy wierzysz, że Jezus Chrystus jest zbawieniem twoim i całego świata. Nie trzeba spełniać żadnych dodatkowych warunków, nie trzeba już nic dodawać, żadnych uczynków, nawet tych ewidentnie dobrych i moralnych. Nie musimy dopiero sobie zasłużyć na miłość Boga, nie musimy dokonywać niewiarygodnych wysiłków, żeby się uwierzytelnić, nie musimy dobijać się do zamkniętych drzwi. One już dawno są otwarte przez Chrystusa. Bóg nas przyjmuje, bo Chrystus za nas umarł!

My wszyscy, których Bóg powołał, którzy wierzymy i zostaliśmy ochrzczeni, przyoblekliśmy się w Chrystusa. To następny piękny obraz biblijny. Jesteśmy zarówno w wymiarze osobistym, jak i jako społeczność świętych całkowicie otuleni, jak szatą od stóp do głów, Chrystusem. To nie tylko nasza ochrona przed złem, ale też nasza całkowicie nowa tożsamość. Kiedy staję przed Bogiem, nie jestem ubrana w moje pochodzenie, we wszystkie moje dobre uczynki, w moje wykształcenie, w moje osobiste zalety, w moje osiągnięcia, też nie w mój kapitał społeczny ani mój ewangelicyzm. Stając przed Bogiem mogę być ubrana tylko w Chrystusa! Bez niego nie istnieję.

A w wymiarze Kościoła? Chrystus otula nas i tworzy przestrzeń, w której nie ma tych podziałów, które pochodzą z natury i które stworzył człowiek i które człowiek może powielać i utrzymywać, poprzez rozmnażanie czy też najróżniejsze praktyki. Co więcej! Nie ma już tych podziałów, które znamy z historii stworzenia: „jako mężczyznę i kobietę stworzył ich”, a w Kościele? – już nie ma mężczyzny i kobiety. Kochani! Wszystko, co znamy ze świata co – być może – uważamy za dobre i konieczne, w społeczności prawdziwie wierzących nie ma jakiegokolwiek znaczenia. Bo matką naszą, wbrew pozorom, nie jest matka natura, lecz „górne, niebiańskie Jeruzalem” – jak mówi Paweł w następnym pięknym obrazie (4,23nn). My naprawdę jesteśmy z nieba. Do wiary nie rodzimy się według ciała, ale według Ducha i w Duchu Świętym wołamy do Boga: Ojcze! A jego ojcostwo, jak i nasze synostwo jest całkowicie innego rodzaju niż to, które znamy ze świata.

Czy jednak w swoich najgłębszych przekonaniach, w tym, co mówimy, w naszych poglądach i postępowaniu, w naszym postępowaniu jesteśmy wierni takiemu powołaniu? Czy nie czynimy różnicy między ludźmi, tam gdzie Bóg jej nie czyni? Stosując kryteria, które sami stworzyliśmy i które uważamy za konieczne, bo dają nam władzę jednych nad drugimi i orientację w tym świecie: wiek, płeć, status społeczny, pochodzenie, wykształcenie, urodzenie, narodowość, wyznanie, wspólna historia i martyrologia, umiejętności i osiągnięcia? Każdy, kto chce nas przekonać, że nasze powołanie przez Boga trzeba jeszcze uzupełnić i dopełnić uczynkami jakiegokolwiek rodzaju, albo jest głupcem albo ma nieczyste intencje. Każdy, kto nas przekonuje, że oprócz wiary trzeba się kierować ludzkimi kryteriami, przez ludzi wymyślonymi regułami i obowiązkami, jakiegokolwiek by nie były rodzaju, żeby należeć do Boga i być prawdziwymi chrześcijanami, albo jest głupcem albo ma nieczyste intencje. Nie dajmy się zwieść! Nie bądźmy głupi! Przecież tyle otrzymaliśmy, także w tradycji reformacji. Żeby i o nas nie powiedzieli: Jak oni mogli się tak sprzeniewierzyć?!

Jesteśmy przez wiarę w Chrystusie dziećmi Boga, powołani do życia w Duchu i wolności od świata. Nie szukajmy punktów oparcia poza przestrzenią wiary – w naturze, w ciele, w ludzkich kryteriach. Między porządkiem natury, a Królestwem Bożym naprawdę nie ma żadnych analogii. Sami nie używajmy ani też nie przyjmujmy „cielesnych”, naturalnych argumentów, jeśli chodzi o Boga, chrześcijaństwo i Kościół. Jedyną fizyczności, jaką mamy, to Chrystus Ukrzyżowany, którego ciało i krew spożywamy w Komunii Świętej. A jedyny widocznym znakiem wiary niech będą nasze uczynki miłości wobec drugiego człowieka. Oby Duch Święty, który przenika Kościół, pomógł nam w takiej wierze wytrwać. Amen.