I zaraz, gdy On jeszcze mówił, zjawił się Judasz, jeden z Dwunastu, a z nim zgraja z mieczami i kijami wysłana przez arcykapłanów, uczonych w Piśmie i starszych. A zdrajca dał im taki znak: Ten, którego pocałuję, to On; chwyćcie Go i prowadźcie ostrożnie! Skoro tylko przyszedł, przystąpił do Jezusa i rzekł: Rabbi!, i pocałował Go. Tamci zaś rzucili się na Niego i pochwycili Go. A jeden z tych, którzy tam stali, dobył miecza, uderzył sługę najwyższego kapłana i odciął mu ucho. A Jezus zwrócił się i rzekł do nich: Wyszliście z mieczami i kijami, jak na zbójcę, żeby Mnie pochwycić. Codziennie nauczałem u was w świątyni, a nie pojmaliście Mnie. Ale Pisma muszą się wypełnić. Wtedy opuścili Go wszyscy i uciekli. A pewien młodzieniec szedł za Nim, odziany prześcieradłem na gołym ciele. Chcieli go chwycić, lecz on zostawił prześcieradło i nago uciekł od nich.
Mk 14,43-52

Dzisiejszy fragment Pisma nie należy do łatwych… i nie mówię tutaj bynajmniej o łatwości zrozumienia, bo z tym chyba nie mamy problemu. Ot, powszechnie znana w Kościele historia o tym jak Judasz wydał Jezusa, gdy ten modlił się w ogrodzie Getsemane. Nie. Mam na myśli raczej przemyślenia dzisiejszego czytelnika gdy słyszy o zachowaniu uczniów w tej historii podczas całego zajścia.

W życiu każdego człowieka nadchodzi czas próby. To są takie chwile, w których weryfikowane są jego wewnętrzne przekonania. W związku taką próbą może być kłótnia, w przyjaźni – inne priorytety, na egzaminie – stres przed wejściem do audytorium. Dla wielu narodów dzisiaj, w tym naszego, próbą jest rezygnowanie ze spotkań z rodziną i znajomymi w ramach walki z panoszącą się na świecie pandemią.

Dla uczniów Jezusa czasem takiej próby była chwila opisana w naszym fragmencie Ewangelii Marka.
Gdy otworzymy Biblię troszkę wcześniej, to widzimy, że Jezus przepowiedział wynik tej próby – wspomnianą już dzisiaj wierność swoich uczniów. W wersecie 27 Jezus mówi wprost: „Wszyscy się zgorszycie. Będzie tak jak napisano – uderzę pasterza a owce będą rozproszone.”
Tutaj oczywiście nastąpiło poruszenie, uczniowie się zarzekali, że nigdy go nie opuszczą… jednym z nich był Piotr. On to w ogóle optymistyczne stwierdzenie rzucił! „Choćbym miał umrzeć – nigdy się Ciebie nie zaprę!”. Pozostali kiwali głowami…
Ale… próba czasu pokazała coś innego. Gdy entuzjazm uczniów opadł, doszło do konfrontacji z ich własnym strachem. Judasz całuje Jezusa i zaraz zbliżają się żołnierze rzymscy, by go pojmać.
Oto chwila prawdy.
Oto ten moment, w którym trzeba opowiedzieć się odważnie po stronie Zbawiciela.
Uczniowie analizują sytuację i… wnet zapominają o swoich ideałach. Uciekają. Ratują swoje życie.
„Uderzę pasterza, a owce będą rozproszone.”

Myślę, że duża część z nas gdy sobie coś postanowi to, przynajmniej z początku, podchodzi do tego zadania tak optymistycznie. Sam nieraz stawiałem przed sobą różne postanowienia związane ze sportem, nauką języków obcych, czytaniem ciekawych pozycji książkowych… Gdy się człowiek za takie rzeczy zabiera to jest w nim taki ogień, gorące pragnienie dotrwania do końca, osiągnięcia sukcesu. To samo działo się z uczniami gdy zarzekali się, że z dumą i odwagą będą mówić o Jezusie. Jednak czas próby okazał się być dla nich barierą nie do przeskoczenia… i tak samo jest często z nami. Łatwo mówić odważne słowa gdy nie wali nam się grunt pod nogami. Łatwo jest powiedzieć, że zrzucimy zbędne kilogramy przed naszym pierwszym wejściem na siłownię. Łatwo jest powiedzieć, że nauczymy się języka fińskiego zanim dowiemy się, że nie ma nic wspólnego z naszym i posiada niesamowicie zawiłą strukturę gramatyczną.
Łatwo jest powiedzieć, że nie zaprzemy się Jezusa, w momencie gdy żaden rzymski żołnierz nie przykłada nam noża do gardła.

W dzisiejszy dzień zadajmy sobie sami to pytanie, które wybrałem jako temat przewodni kazania: „Czy potrafię być wiernym Panu?”. Czy potrafię zdać się na Pana, gdy wokół dzieje się bardzo źle? Czy potrafię myśleć o Bogu, gdy mam tyle ciekawszych zajęć wokół? Czy potrafię znaleźć czas dla Pana gdy na moich barkach spoczywa wielka odpowiedzialność związana z pracą? Czy potrafię przyznać się do wiary gdy moje środowisko tego nie akceptuje? Czy potrafię chociaż zdobyć się na lekturę Biblii gdy po prostu nic nie robię i odpoczywam?

Jestem głęboko przekonany, że Bóg to nie jest obowiązek który można sobie odłożyć na później. Bycie chrześcijaninem to olbrzymia odpowiedzialność. Do naszych codziennych obowiązków należy pielęgnowanie tej więzi, która rozciąga się między nami a Zbawicielem. Możemy to robić poprzez modlitwę, lekturę Pisma, cierpliwość wobec innych, udzielanie pomocy tym, którzy tej pomocy potrzebują…
Tak niewiele…
…A tak wiele.

Podsumowując dzisiejsze rozważanie:

Nie zapominajmy o Nim, bo On o nas nie zapomniał.
Nie wypierajmy się Go, bo On się nas nie wyparł.
Kochajmy Go, bo On nas kochał. Aż do śmierci. Aż do krzyża.

Amen.

Daniel Wiśniewski, student teologii ChAT

Warszawa, 19.03.2020 r.