4. Niedziela Czasu Pasyjnego – Laetare
Błogosławiony Bóg i Ojciec naszego Pana Jezusa Chrystusa, Ojciec miłosierdzia i Bóg wszelkiego pokrzepienia, Ten, który nas pokrzepia w każdym naszym ucisku, byśmy sami mogli pokrzepiać tych, którzy są w jakimkolwiek ucisku, pokrzepieniem, którym sami jesteśmy pokrzepiani przez Boga. Jak bowiem wzrastają w nas cierpienia Chrystusa, tak też przez Chrystusa wzrasta nasze pokrzepienie. Jeśli więc doznajemy ucisku – to dla waszego pokrzepienia i zbawienia, i jeśli otrzymujemy pokrzepienie – to dla waszego pokrzepienia, które sprawia, że znosicie z cierpliwością te same cierpienia, których i my doznajemy. A nasza nadzieja co do was jest mocna, bo wiemy, że tak jak jesteście współuczestnikami cierpień, tak i pokrzepienia.
2 Kor 1, 3-7
Drogie siostry i bracia w Jezusie Chrystusie!
Cierpienie stanowi jedno z najbardziej powszechnych ludzkich doświadczeń. Jest ono na przykład związane z chorobami lub procesem starzenia się, czyli najczęściej z powolnym procesem ubywania życia. Cierpienie w jakiś sposób czyni wszystkich ludzi równymi – podobnie jak rozprzestrzenianie się korona-wirusa, który naznaczył naszą codzienność. Znamienne jest jednak to, że istnieją wielkie różnice w podejściu i reagowaniu ludzi na cierpienie. Cywilizacja zachodnia próbuje bronić się przed cierpieniem, ponieważ – jak się wydaje – dla przeciętnego Europejczyka cierpienie jest przejawem zła. Chcąc więc optymalnie korzystać z życia, trzeba konsekwentnie eliminować z niego cierpienie. Najczęściej sami tak właśnie myślimy. Z pozoru takie podejście wydaje się w przekonujące. Tymczasem prawda jest taka, że cierpi nie tylko człowiek, ale cierpieniu poddane są także inne stworzenia, a w zasadzie – całe stworzenie. Jedyną drogą ucieczki przed cierpieniem byłoby więc wydostanie się ze świata, co w zasadzie jest nierealne…
Drodzy, zwróćmy uwagę na Jezusa, który w swojej modlitwie arcykapłańskiej prosił Boga Ojca: „Nie proszę, abyś ich zabrał ze świata, lecz abyś ich ustrzegł od złego. (…) Jak Ty posłałeś Mnie na świat, tak i Ja posłałem ich na świat” (J 17, 15. 18). Wyznawcy i naśladowcy Jezusa Chrystusa mają pozostawać w świecie, co oznacza, że i cierpienie nie jest pozbawione dla nich wszelkiej wartości i sensu.
Pojawia się więc pytanie, gdzie konkretnie należy szukać pocieszenia, gdy ogarnia nas strach lub dotyka realne cierpienie? Odpowiedź chrześcijańska nie jest prosta, lecz bardzo konkretna: w cierpieniach Jezusa Chrystusa tkwi tajemnica naszej pociechy! Apostoł Paweł wyjaśnia to następująco: „Jak bowiem wzrastają w nas cierpienia Chrystusa, tak też przez Chrystusa wzrasta nasze pokrzepienie”. Jak widać, Paweł, jak mało który uczeń Jezusa, dobrze zrozumiał paradoksalną wymowę całego dramatu Golgoty.
Zauważmy, drodzy, że Jezusa wcale nie było trzeba zmuszać do przyjęcia Krzyża! Na Golgocie nie wyrywał się żołnierzom. Nie modlił się o zemstę, ale o wybaczenie dla swoich oprawców! Niektórzy jednak podejrzewali, że Jezus mógł cierpieć pozornie! Nawet w kręgu najbliższych uczniów istniały przekonania, które stały w jawnej sprzeczności z zapowiedziami Jezusa. Dla niektórych Jego zwolenników zapowiedzi Jezusa o własnej męce były gorszące i wywoływały opory. Zadawano pytania: dlaczego Jezus, Syn Boga żywego, miałby cierpieć? Czy Bóg może cierpieć? W jaki sposób to Jego cierpienie ma przywieść ludzi do zbawienia? Jak to możliwe, by każdy, kto podziela wiarę w Chrystusa, był włączony w Jego życie, śmierć oraz zmartwychwstanie?
Trzeba przyznać, że część naśladowców odwróciła się od Jezusa. Zapowiedzi męki Jezusa i Jego krzyżowej śmierć często były poważną przeszkodą, a nawet jawnym zgorszeniem dla najbliższych słuchaczy Jezusa, w tym dla Jego własnych uczniów. Nie czuli się na siłach, by towarzyszyć Jezusowi w tej drodze. Zapewne pamiętamy kilka scen z ogrodu Getsemani: gdy Jezus modlił się – Jego uczniowie zasypiali, a gdy został pojmany, uczniowie byli przerażeni, z kolei gdy Jezus musiał nieść swój krzyż na Golgotę, pozostał sam – Jego najbliżsi opuścili Go w popłochu.
Jest ewidentne, że Jezus dostrzegał w swoim cierpieniu głęboki sens, którego w ogóle nie dostrzegali uczniowie przed Jego zmartwychwstaniem. Dla przykładu odwołajmy się do apostoła Piotra, który z oburzeniem wytykał Jezusowi, że mówi o cierpieniu i przewiduje swoją śmierć. Piotr nie pojmował jednak słów Jezusa: „(…) Jeśli ziarno pszenicy, które wpadło w ziemię, nie obumrze, samo jedynie pozostaje. Jeśli zaś obumrze, przynosi obfity owoc” (J 12, 24). Jezus daje do zrozumienia swoim naśladowcom, że Jego cierpienia przyniosą światu życie i pociechę! Zaświadcza o tym cud wielkanocnego poranka. Tak, Bóg nie opuścił utrapionego Jezusa ani nie opuszcza żadnego cierpiącego człowieka! Bóg, niczym rolnik rzucający ziarno w ziemię, wrzucił Jezusa w otchłań śmierci, by obumierając, mógł stać się pierworodnym pośród umarłych.
Drodzy, obecny czas pasyjny przypomina nam o czymś, o czym już wiemy: że Jezus umarł, by wielu ludzi mogło powstać do życia. Jego cierpienia to pociecha dla zrozpaczonych osób, które nie wiedzą, co począć z własnym cierpieniem i perspektywą śmierci. Wszystkie nasze niemoce Jezus wziął na siebie, by całą historię ludzkiego utrapienia zamknąć dramacie Krzyża i umocnić w nas przekonanie wiary, że łaskawy Bóg nikogo nie opuszcza w jego cierpieniu.
Dzięki takiemu poselstwu w nasze życie, a zwłaszcza w doświadczenia różnego rodzaju cierpień, które mogą być pochodną chorób, niepowetowanych strat naszych najbliższych, samotności – wnika perspektywa nadziei. W Jezusie jest ona dostępna wszystkim ludziom, którzy zmagają się cierpieniami natury cielesnej, duchowej czy psychicznej i jakiejkolwiek innej.
W życiu Jezusa wszystkie takie negatywne, trudne doświadczenia odbijają się niczym w zwierciadle. A zarazem towarzyszy im nadzieja, że w krytycznych, a więc najtrudniejszych momentach życia nie jesteśmy opuszczeni przez Boga. On konsekwentnie idzie razem z nami – tak jak kiedyś towarzyszył Jezusowi w Jego ziemskim życiu.
A to oznacza, że żadne utrapienia, które nas spotykają, nie powinny nas odwodzić od koncentracji na życiu, ponieważ nasza nadzieja zakotwiczona jest w Bogu, Ojcu miłosierdzia, który pociesza nas we wszelkich utrapieniach.
Zwłaszcza obecnie takie poselstwo jest na wagę złota: niczego nie przeczuwając, z powodu pandemii korona-wirusa zostaliśmy nagle wytrąceni z dobrze znanych kolein życia, a także zaburzony został rytm naszej codziennej egzystencji. Zostaliśmy zmuszeni do zrewidowania planu tygodnia – nasze dzieci nieuczęszczaną do szkół; wiele instytucji i firm ograniczyło zasięg swojej działalności lub w pewnym zakresie przeniosło ją do Internetu. Towarzyszą nam poczucie zagrożenia i lęk o zdrowie nas samych i naszych najbliższych. Nagle na nowo uświadamiamy sobie, że nasze życie jest bardzo kruche.
Nie potrafimy przewidzieć, jakie będą dla nas długofalowe skutki utrzymującego się stanu zagrożenia epidemicznego?! Mamy jednak bolesną świadomość, że negatywne konsekwencje pandemii mogą dotknąć nas osobiście – po prostu możemy się zarazić. A nawet jeśli tak się nie stanie, nie mamy gwarancji, że w nieco dłuższej perspektywie czasowej nie spadną na nas wszystkich pośrednie skutki pandemii, która między innymi cieniem kładzie się na przykład na gospodarkę, od której wszyscy jesteśmy zależni. Stan gospodarki wpływa przecież na stabilność miejsc pracy i dostępność różnych usług i towarów, które dotąd mieliśmy na podorędziu w obfitości. Niektórzy spośród nas już doświadczają realnych strat w takich czy innych sferach życia. Natomiast wszyscy zostaliśmy zmuszeni do samoograniczenia – i przyszłość pokaże, czy tak już pozostanie, czy może jeszcze bardziej zostanie ograniczona pula naszych życiowych swobód i możliwości!?
W takim kontekście paradoksalnie odkrywamy, że na tym polega również świadome przeżywanie czasu pasyjnego (a więc okresu postu). Mówiąc o czasie pasyjnym, mam na myśli okres świadomej pokuty pojętej jako duchowe i moralne opamiętanie, jako naprawa wyrządzonych bliźnim szkód i powrót lub wzmocnienie relacji z Bogiem zgodnie z ewangelicznymi wskazaniami. Temu wszystkiemu ma sprzyjać atmosfera wyciszenia, modlitwy, wejrzenia w sobie i refleksji nad Pismem Świętym. Jednak sposób przeżywania tego wyjątkowego czasu zależy od naszych indywidualnych decyzji i preferencji.
Z kolei obecna pandemia obejmuje nas wszystkich – a więc bez względu na nasz wiek, status społeczny, wykształcenie; bez względu na nasze wybory religijne, polityczne, a także wartości czy gusta, którym hołdujemy. W tym sensie stan zagrożenia epidemicznego zrównuje nas pod każdym względem i chcąc czy nie chcąc, łączy nas ze sobą na czysto ludzkim poziomie i dotkliwie ogranicza naszą wolność i możliwości. Tak samo jest z doświadczaniem cierpienia!
Dlatego tak ważna jest postawa Jezusa i Jego sposób obchodzenia się z cierpieniem i własnym losem, które mogą okazać się niezwykle pomoce w naszym własnym życiu – zwłaszcza w obecnym stanie zagrożenia i niepewności.
Wierząc w Bożą obecność, który jest z nami przez swojego Ducha, otwieramy się również na nowy horyzont nadziei zwłaszcza w ciemnych i trudnych punktach naszej ludzkiej egzystencji. Historia męki, cierpienia i zmartwychwstania Jezusa okazuje się wtedy poselstwem nie tylko o Jego prawdziwym cierpieniu i brutalnej śmierci, lecz daje nam jeszcze coś więcej: otwiera dzisiaj przed nami – współczesnymi ludźmi – Bożą bliskość i nadzieję – i to w każdych okolicznościach życia. Mamy więc możliwość stałego i bezpośredniego kontaktu z Nim, ponieważ nic nas nie może odłączyć „od odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, naszym Panu” (Rz 8, 39b).
Jak widać, cierpienie i nadzieja są ze sobą ściśle powiązane! Z tych pojęć jest utkana opowieść o Bożej mocy, która jest silniejsza niż przemijanie i moce śmierci! To jest poselstwo o Jezusowym życiu, a w końcu o Krzyżu i Zmartwychwstaniu, o pasji i Wielkiej Nocy, która przynosi prawdziwą pociechę i nadzieję!
Zechciejmy zatem krzyż Jezusa Chrystusa potraktować jako znak nadziei danej nam przez miłosiernego Boga, który pociesza nas jak własna Mama.
Ufając Jego Świętemu Słowu, możemy z tej zbawczej mocy Boga czerpać nieustannie – każdego nowego dnia. W ufnej wierze Jezus staje się częścią nas samych, naszego życia. „W Nim przecież żyjemy, poruszamy się i jesteśmy” (Dz 17, 28). Amen.
ks. dr Dariusz Chwastek
Warszawa, 22.03.2020 r.
Czytania liturgiczne:
Stary Testament: Iz 66, 10-14.
Nowy Testament: J 6, 47-51.