sorkwity2011miniPierwszego lipca młodzież z obydwu parafii warszawskich oraz radomskiej i wrocławskiej parafii naszego Kościoła, pojechała na obóz w Sorkwitach. Obóz był zorganizowany w tym uroczym 🙂 miejscu już po raz drugi. Pierwszą część podróży spędziliśmy z młodszymi dziećmi i ich Opiekunami.

Po krótkiej przerwie w Lidzbarku, gdzie nasi mali koledzy mieli chwilę na wypakowanie swych bagaży, wyruszyliśmy w kierunku parafii ks. Mutschmanna. Stolicę żegnaliśmy w deszczu, który niestety nie opuścił nas do końca jazdy. Nie spodziewaliśmy się jednak, że ciężkie od wody chmury będą nam również towarzyszyły przez większość pobytu na Mazurach. Pogoda nie była wszakże w stanie pokrzyżować planów naszej niezwykle kreatywnej kadry (w składzie: Marysia Marczyńska, ks. Marcin Kotas, Adrian Lazar i Marek Tomaszewski).

 

Każdy dzień był dzięki ciekawym zajęciom zupełnie wyjątkowy, choć wszystkie dni zawierały też pewien stały plan tj.: poranną modlitwę, pyszne posiłki na śniadanie, obiad i kolację, poobiednią sjestę, wyjście do sklepu i wieczorne rozważanie.

Tematem przewodnim tegorocznych spotkań było małżeństwo. W ramach prowadzonych przez księdza Marcina i Adriana zajęć, mogliśmy posłuchać i podyskutować o przyjaźni, związkach, miłości, narzeczeństwie, o odpowiedzialności wynikającej ze wspólnego życia partnerów oraz o małżeńskich kryzysach czy o rozwodach.

 

Niektóre dni obozu były określone tematycznie, dla przykładu: pełen niespodzianek dzień wojska oraz emocjonujący dzień sportu. Wyjątkowo ciekawy był pierwszy z nich: pod dowództwem nieugiętego sierżanta Lazara, po wyczerpujących ćwiczeniach (z obowiązkowym czołganiem się w błocie) i uroczystej przysiędze wierności, zostaliśmy wcieleni do brygady rozpoznawczej – Sorkwity. Zwieńczeniem naszych całodziennych ćwiczeń była „walka o flagę”. Trudno opisać ile emocji towarzyszyło tej grze. Każdy dawał z siebie wszystko, nasi Opiekunowie również nie pozostali obojętni i dołączyli do zabawy. Walka zakończyła się remisem, a my, zmęczeni, ale jakże szczęśliwi udaliśmy się na kolację.

 

Do przygotowania dnia wojskowego, Kadra została zapewne zainspirowana naszymi odwiedzinami w kętrzyńskiej siedzibie Straży Granicznej. Mieliśmy okazję poznać pracę Strażników, postrzelać z broni ćwiczebnej, obejrzeć wyposażenie funkcjonariusza w czasie akcji oraz pokaz z udziałem wyszkolonego psa.

 

Do niezwykłych wydarzeń w czasie obozu, koniecznie zaliczyć należy nocną wyprawę na grób dawnego sorkwickiego właściciela ziemskiego Juliusza Ulricha von Mirbacha. Po wieczornym rozważaniu, cała nasza ponad dwudziestoosobowa grupa z Marysią i Księdzem na czele wyruszyła z latarkami do lasu. Przed zamkiem, czyli dawną siedzibą hrabiego, Marysia opowiedziała nam mrożącą krew w żyłach historię o życiu i okolicznościach śmierci Mirbacha. Po jej słowach niemal baliśmy się wejść do lasu ;), a tajemniczy nastrój podkreślały ustawione wzdłuż drogi zapalone świece. Po krótkim marszu leśną ścieżką pełną niebezpiecznych zasadzek (tj. kamieni, dziur, kałuż i korzeni), dotarliśmy do miejsca pochówku Mirbacha. Nasza Przewodniczka kończyła właśnie swą opowieść o grobie szlachcica, gdy niespodziewanie dla nas wszystkich z otworu w ziemi wyłoniła się potworna, błotna postać. Któż by się domyślił, że był to jedynie Adrian (rzekomo śpiący w domku zmożony chorobą)? Wszyscy jednak byli pod wrażeniem jego poświęcenia dla  sprawy.

Trzeba tu jeszcze wspomnieć o innych zajęciach przygotowanych przez Kadrę. Często pracowaliśmy w kilkuosobowych grupach. Mieliśmy na przykład za zadanie przygotować pantomimę opartą na jednej z mazurskich legend, czy przedstawić nasze (naprędce odkrywane) uzdolnienia przed surową komisją w programie „Mam talent”. Po wieczornych rozważaniach, Marek prowadził kółko gitarowe. Pomiędzy zorganizowanymi przez naszych wspaniałych Opiekunów zajęciami dużym powodzeniem cieszyła się gra karciana „Ligretto”.

 

W tym roku kadra zaryzykowała ruinę obozu – na jeden dzień oddała władzę w ręce uczestników. Dowiedzieliśmy się jak trudno jest zorganizować grupie obozowiczów czas w ten sposób, aby byli zadowoleni. Na szczęście nikomu nic się nie stało.

 

Budowaliśmy również muskulaturę – najpierw na kajakach, a potem rozładowując tira zawierającego żywność – pomoc od Unii Europejskiej.

Ostatniego dnia dostaliśmy pamiątkowe kubki, na których zbieraliśmy podpisy wszystkich uczestników oraz naszej kochanej Kadry.

 

Mimo, iż słońce rzadko wychylało się zza chmur, w naszych sercach świeciło cały czas. Obóz był wspaniały i nie możemy już doczekać się przyszłorocznego wspólnego wyjazdu! 🙂

 

Marta Dziubińska i Kajetan Latos

 

P. S.
15. października spotkaliśmy się na terenie parafii, aby powspominać obóz, pooglądać zdjęcia i snuć plany na przyszłe wakacje.