Okres pasyjny to czas pamięci i rozważania ostatnich dni Jezusa Chrystusa. Jako chrześcijanie koncentrujemy się na słowach i zachowaniach – mówiąc językiem teologicznym – dziełach Jezusa, zapominając niekiedy o jego dylematach i stanie duszy. Jako syn Marii i Józefa, jako człowiek doświadczał on wszystkiego, co rodzi się w relacjach międzyludzkich, a więc nie tylko uwielbienia tłumów, jak podczas wjazdu do Jerozolimy, lecz również niezrozumienia, odrzucenia, a wreszcie poniżenia. W kluczowych momentach życia Jezus udawał się w samotności na pustynię, w samotności modlił się w Ogrójcu czy – jak w dzisiejszej Ewangelii – doświadczał odejścia dotychczasowych naśladowców. Ewangelista Jan konstatował: „Od tej chwili wielu uczniów jego zawróciło i już z nim nie chodziło”.

Kazanie: J 6, 55-65

Warszawa, dn. 3.04.2011, Laetare, rocznica śmierci ks. gen. Adama Pilcha

Albowiem ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a krew moja jest prawdziwym napojem. Kto spożywa ciało moje i pije krew moją, we mnie mieszka, a Ja w nim.

Jak mię posłał Ojciec, który żyje, a Ja przez Ojca żyję, tak i ten, kto mnie spożywa, żyć będzie przeze mnie.

Taki jest chleb, który z nieba zstąpił, nie taki, jaki jedli ojcowie i poumierali; kto spożywa ten chleb, żyć będzie na wieki.

To mówił, gdy nauczał w synagodze w Kafarnaum.

Wielu tedy spośród uczniów jego, usłyszawszy to, mówiło: Twarda to mowa, któż jej słuchać może?

A gdy Jezus, świadom, że z tego powodu szemrzą uczniowie jego, rzekł im: To was gorszy?

Cóż dopiero, gdy ujrzycie Syna Człowieczego, wstępującego tam, gdzie był pierwej?

Duch ożywia. Ciało nic nie pomaga. Słowa, które powiedziałem do was, są duchem i żywotem.(…)

I mówił: Dlatego powiedziałem wam, że nikt nie może przyjść do mnie, jeżeli mu to nie jest dane od Ojca.

Od tej chwili wielu uczniów jego zawróciło i już z nim nie chodziło.

ks. prof. Bogusław Milerski

Drogi Zborze, Czcigodni Zgromadzeni! Ewangelia o Jezusie Chrystusie jest niewątpliwie  Dobrą Nowiną, Dobrym Przesłaniem skierowanym do człowieka. Zarazem jest to przesłanie, którego autorem nie jest jakiś posągowy i niewzruszony nadczłowiek, lecz człowiek doświadczający osamotnienia, lęku i niepokoju wobec tego, co się miało zdarzyć. W drodze, której zwieńczeniem było wzgórze Golgoty, Jezus wielokrotnie pozostawał samotny, i to mimo towarzyszenia uczniów. W ostateczności krzyż był przecież jego krzyżem, a śmierć jego śmiercią. W tym kontekście szczególnego egzystencjalnego znaczenia nabierają słowa Jezusa: „Ojcze, jeśli chcesz, oddal ten kielich ode mnie” … (Łk 22, 42) czy „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił” (Mt 27, 46).

Uświadomienie sobie samotności Jezusa, jego samotności w zderzeniu ze zgotowanym losem uwiarygodnia jego przesłanie. Tak naprawdę Biblia jest księgą wielu takich samotnych postaci, poczynając od Abrahama i Izaaka, Mojżesza, króla Dawida i wielkich proroków Starego Testamentu, a skończywszy na apostołach głoszących światu Ewangelię. Wielokrotnie doświadczali oni konfrontacji z sytuacjami, które ich przerastały. Zmagali się z nimi samotnie, jednak nie w osamotnieniu. I to właśnie na tym polega moc Ewangelii. Ona jest źródłem siły dla człowieka, który doświadcza bezradności wobec zdarzeń i losu, ale może mieć pewność, że – mimo iż sam musi dźwigać swój krzyż – nigdy nie zostanie sam, nigdy nie zostanie osamotniony!

Drogi Zborze, Czcigodni Zgromadzeni! Gdy przed rokiem, w sobotni poranek 10 kwietnia dotarła do nas wiadomość o katastrofie samolotu prezydenckiego, pierwszym naszym odruchem była bezradność wobec losu. To jest niemożliwe, to się nie mogło wydarzyć, to się nie mieści w naszym pojmowaniu świata – myślało wielu. Musiało upłynąć wiele godzin zanim uświadomiliśmy sobie rozmiar katastrofy. I mimo że bardzo przeżywaliśmy, to co się wydarzyło, że na różne sposoby oddawaliśmy hołd tragicznie zmarłym, to mimo wszystko większość z nas pozostawała obserwatorami wydarzeń, zaangażowanymi, dotkniętymi, próbującymi sobie poradzić z sensem wydarzeń, ale jednak obserwatorami.

Wśród nas są jednak osoby, którym w sobotni poranek 10 kwietnia świat legł w gruzach. Oto dowiedzieli się, że osoby, z którymi budowali własne życie, z ziemi smoleńskiej nigdy już nie powrócą. Oto w jednym momencie skończyło się wspólne życie, wsparcie, wspólne plany. Żony straciły mężów, mężowie – żony, dzieci – ojców bądź matki. W takim natłoku wydarzeń człowiek pozostaje sam.

Droga Kornelio i droga Emmo! Mimo że chcieliśmy być razem z Wami, mimo że wielu stało obok Was, wiemy jak zostałyście doświadczone i jak wiele przeżyłyście. Wiemy, że ból rozstania był tak naprawdę tylko Waszym bólem, i tylko Wy w skrytości serc Waszych musiałyście go nieść i z nim żyć. Dzisiejsza Ewangelia głoszona przez tego, który znał samotność, jest skierowana do tak doświadczonych osób, jak Wy. Możesz być sam, ale nigdy nie będziesz osamotniony. „Duch ożywia. Ciało nic nie pomaga. Słowa, które powiedziałem do was, są duchem i żywotem”.

Czcigodni Zgromadzeni! Ewangelia wg św. Jana jest tekstem szczególnym, wyróżniającym się spośród pozostałych Ewangelii. O ile bowiem świadectwa Marka, Mateusza i Łukasza powstały stosunkowo wcześnie, o tyle Ewangelia wg św. Jana była spisywana w późniejszym okresie, pozostając w o wiele większym stopniu w kręgu oddziaływań tradycji semickiej. Abstrahując od szczegółowych uwarunkowań egzegetycznych, możemy stwierdzić istnienie znaczącego czasowego oddalenia autorów tej Ewangelii wobec życia samego Jezusa, a więc tego, o którym składali świadectwo. O ile bowiem pozostałe Ewangelie były spisywane w czasie i pośród osób, które były autentycznymi świadkami tamtych wydarzeń, o tyle Ewangelia wg św. Jana jest wytworem kolejnej generacji uczniów.

Jednym z podstawowych problemów nurtujących ową społeczność było pytanie o realną obecność Jezusa właśnie jako Chrystusa. Bo jeżeli w sto lat po śmierci krzyżowej Nauczyciela z Nazaretu miano zachować wiarę w zmartwychwstanie, a więc wiarę, że Jezus jest prawdziwie Chrystusem, to ów zmartwychwstały Pan powinien uobecniać się pośród ludzi wierzących. Innymi słowy, autorzy Ewangelii Janowej dokonali egzystencjalnej reorientacji teologii, miast bowiem potwierdzać autentyczność historii i przekazów o życiu, śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa, pragnęli pokazać jego autentyczną obecność pośród jego uczniów – ludzi wierzących, z których żaden nie mógł już pamiętać historycznego Jezusa. I może właśnie dlatego treści Ewangelii Janowej są tak bliskie nam współczesnym, a postawione tam pytania są również naszymi pytaniami, ludzi XXI wieku.

Drogi Zborze! To właśnie w Ewangelii Janowej znajduje się jedyny w swoim rodzaju prolog mówiący o Bogu transcendentnym, suwerennym i oddalonym, a więc o Bogu „na niebiosach”, a zarazem Bogu żywym, obecnym pośród ludzi pod postacią Słowa, więcej – Słowa, które staje się ciałem. To właśnie wyłącznie w tej Ewangelii opisana jest rozmowa Jezusa z Samarytanką, w której pada znamienna wypowiedź: „Kto napije się wody, którą ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz woda, którą ja mu dam, stanie się w nim źródłem wody wytryskującej ku żywotowi wiecznemu …. Ja mam bowiem pokarm do jedzenia, o którym wy nie wiecie” (J 4, 14). I wreszcie, tylko w Ewangelii Janowej znajdujemy dzisiejsze świadectwo o Jezusie jako chlebie żywota.

Ewangelista Jan, składając świadectwo o obecności Boga w świecie, także w świecie współczesnym, daje podstawy dla teologii „obecności Boga”: oto Bóg w Jezusie Chrystusie jest obecny w świecie pośród ludzi, obok każdego człowieka, więcej – w każdym z nas. „Albowiem ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a krew moja jest prawdziwym napojem. Kto spożywa ciało moje i pije krew moją, we mnie mieszka, a Ja w nim. Jak mię posłał Ojciec, który żyje, a Ja przez Ojca żyję, tak i ten, kto mnie spożywa, żyć będzie przeze mnie. Taki jest chleb, który z nieba zstąpił, nie taki, jaki jedli ojcowie i poumierali; kto spożywa ten chleb, żyć będzie na wieki”. Powyższe stwierdzenia – nie okłamujmy się – brzmią radykalnie. Jeżeli wczytamy się w nie, to niczym współcześni Jezusowi możemy poczuć się zaszokowani czy wręcz zgorszeni. „Twarda to mowa, któż jej słuchać może?” – mówiło wielu, a wraz z nimi chyba także i my możemy to powiedzieć. Jednak ów sprzeciw nie jest czymś złym czy nie na miejscu, wszak wielkie rzeczy zostały tutaj wyrażone. Oto Bóg jest podstawą ludzkiego życia – jego mocą, oparciem, źródłem odnowy, nadziei i ufności. Oto mimo przeciwności i tragicznych wydarzeń, człowiek nie jest osamotniony, lecz może doświadczać Bożej obecności, i to pod postacią konkretnych znaków – symboli Tego, który żyje.

Czcigodni Zgromadzeni, Drogi Zborze! Podczas dzisiejszego nabożeństwa łączymy się z tymi, którzy utracili swoich bliskich w katastrofie smoleńskiej. Kościół ewangelicki, w Polsce Kościół niewielki, a na świecie – jedna z głównych tradycji teologicznych chrześcijaństwa, utracił dwóch znamienitych duchownych: ks. Adama Pilcha oraz bpa Mieczysława Cieślara, który zginął niejako w wyniku katastrofy smoleńskiej podczas drogi powrotnej z Warszawy, gdzie stał na ambonie w zastępstwie tragicznie zmarłego proboszcza. Wspomnienie biskupa Cieślara miało miejsce w minioną niedzielę w Łodzi, dzisiaj przypominamy postać śp. ks. gen. Adama Pilcha, wieloletniego pastora parafii Wniebowstąpienia Pańskiego, kapelana wojskowego, ekumenisty, melomana. Był osobą, która w swej skromności i pokorze wobec życia, w każdym spotkanym człowieku, niekiedy całkowicie odmiennym, potrafiła dostrzec właśnie człowieka. Był osobą, która świadomie i odpowiedzialnie, a zarazem z wielkim wyczuciem dla odmiennych wrażliwości, kroczyła drogą Ewangelii. Można wręcz powiedzieć, że słuch muzyczny Księdza Generała przekładał się na jego umiejętność słuchania świata i innych ludzi. Jednak, kto dobrze słyszy, ten nie tylko doświadcza wielu aspektów rzeczywistości, lecz również może i potrafi wiele wysłyszeć. Własne powołanie do służby pastorskiej odbierał jako powołanie do odpowiedzialności za tych, których mu powierzono. W tej służbie wielokrotnie stawał wobec spraw, a niekiedy tajemnic, które musiał zachować dla siebie i nosić w sobie. Nigdy jednak nie był sam. Stała przy nim rodzina, a nade wszystko Ten, który jest chlebem życia, który daje moc, by żyć mimo przeciwności i mimo śmierci.

Drogi Zborze! Dzisiejsza niedziela, 4 niedziela okresu pasyjnego ma swoją nazwę: „laetare” – „radujcie się”. Wydaje się, iż ta starokościelna nazwa nie tylko nie przystaje do dzisiejszej uroczystości, ale również do samego okresu pasyjnego. Biblijne pojęcie radości nie ma jednak nic wspólnego z bezrefleksyjną wesołością. Wskazuje ono bowiem na szczególny stan duszy ludzkiej, która znajduje swoją „przystań” w Panu. Odnajdując w Bogu siłę, otuchę, spokój i nadzieję, człowiek może się podźwignąć i iść przez życie. Niezależnie bowiem jak zawiłe są drogi życia naszego, ile jest na nich przeszkód i trudów do pokonania, możemy z ufnością patrzeć w przyszłość, wszak Jezus jest pośród nas, wzmacnia nas i wspomaga, a wreszcie kieruje do nas słowa radosnej obietnicy: „kto spożywa ten chleb, żyć będzie na wieki”. Amen.