Wybór kardynała Josefa Ratzingera na papieża postawił pytanie o przyszłość dialogu ekumenicznego i międzyreligijnego. Natychmiast przypomniano jego antyekumeniczne zachowania: odmowę uczestnictwa w modlitwach o pokój w Asyżu, gdzie z inicjatywy Jana Pawła II spotkali się przedstawiciele wielkich religii świata, deklarację Dominus Iesus, której treści do dziś interpretuje się jako powrót do tradycyjnej nauki katolickiej, niezgodnej z duchem Vaticanum Secundum; przypomniano rozumienie przez J. Ratzingera terminu inkulturacji, z którym niechętnie zgadzają się misjonarze katoliccy pracujący w krajach misyjnych. Postawiono pytanie, jaki Kościół zaproponuje następca wielkiego Polaka, który dla dialogu zrobił niezwykle dużo i który narzucił poprzeczkę, trudną nie tylko do pokonania lecz nawet do osiągnięcia. Czym jeszcze może zaskoczyć znany teolog, który sformułował treść deklaracji Dominus Iesus; deklaracji odbierającej status Kościoła wszystkim Kościołom wyrosłym na skutek reformacji, gdzie stwierdzono, że Kościół Chrystusa trwa jedynie w Kościele katolickim (rozumiany jako rzymski).

Mimo licznych odniesień do soborowych dekretów pewne sformułowania tej deklaracji nie są zgodne z nauczaniem ojców soborowych – przecież część druga rozdziału III Dekretu o ekumenizmie poświęcona chrześcijanom zachodnim mówi o nich jako o „Kościołach i wspólnotach kościelnych”. Również Jan Paweł II wielokrotnie nazywa te wspólnoty „Kościołami”.

Również problematycznym jest zastosowanie użytego w Konstytucji dogmatycznej o Kościele terminu „subsistit in”. Znalazł się on we wspomnianej deklaracji. Zdania, w których występuje sprawiają wrażenie kopii zdań zawartych w konstytucji -niestety nie są wierną kopią – wnikliwa analiza pozwala zauważyć, że w deklaracji zostało dodane słowo: „plene”=jedynie, które całkowicie zmieniło sens całej wypowiedzi, doprowadziło do zamieszania i nie jest zgodne z prawdą soborową. Zamiast bronić słów deklaracji należałoby zapytać: kto się pomylił? – sobór, czy autor deklaracji DI? Czy dodanie tego słowa nie jest cofnięciem katolickiej teologii do czasów Piusa XII? Jaki jest sens przypisu nr 56 do 16 numeru deklaracji, gdzie powiedziano: „Jest sprzeczna z autentycznym znaczeniem tekstu soborowego interpretacja tych, którzy z wyrażenia subsistit in wyprowadzają tezę, że jedyny Kościół Chrystusa mógłby również trwać w niekatolickich Kościołach i Wspólnotach kościelnych”? A taki właśnie wniosek znajduje się w opublikowanej 5 lat wcześniej encyklice Jana Pawła II Ut unum sint (nr 11). Przypis ten zaprzecza sensowi jakiegokolwiek dialogu ekumenicznego. Skoro Kościół Chrystusowy trwa jedynie w Kościele rzymskokatolickim i nie trwa w żadnym innym, to nigdy nie dotknęły go żadne podziały. W takim wypadku Kościoły powstałe w XI i XVI wieku odeszły od jedynego Kościoła Chrystusa i potrzebują powrotu. Nigdy nie można by mówić o podziale w Kościele Chrystusowym, a tym samym można wyciągnąć wniosek, że dialog ekumeniczny jest farsą – przecież według deklaracji Kościół Chrystusowy niepodzielnie trwa w Kościele rzymskokatolickim – nie musimy więc dążyć do jedności chrześcijan, powinniśmy zaś zabiegać o powrót marnotrawnych dzieci na łono prawdziwego Kościoła. To niezwykle bolesne słowa!

W kazaniu podczas mszy pro eligendo papa – inaugurującej nowy pontyfikat Benedykt XVI zaznaczył, że priorytetem jego działań jako papieża będzie właśnie ekumenizm. Wspaniała deklaracja. Jednakże podczas tego samego przemówienia przywołał obrazy, które mogły wzbudzić grozę we wszystkich, dla których dialog ekumeniczny zajmuje ważkie miejsce. Kościół jako statek, bądź sieć porozrywana przez wichry historii, ale nieprzerwana do końca to obrazy mało ekumeniczne. Nie wiemy, czy przekonanie o „nierozerwalnej sieci” należy do wymiaru już urzeczywistnionej, czy raczej przyszłej eschatologii. Przywoływany obraz sugeruje wiarę papieża w to, że wiele wspólnot może odnaleźć drogę powrotną do jedności. Trudno jednak wywnioskować, o jakiej jedności myśli obecny papież, skoro w 1986 roku wyraził przekonanie, że za naszych dni pełna jedność chrześcijan nie nastąpi.

Oczywiście nowy pontyfikat owocuje w ekumeniczne spotkania i gesty, co więcej, coraz bardziej możemy wgłębić się w papieskie rozumienie dążeń ekumenicznych do jedności, o którą modlił się Jeszua z Nazaretu prosząc Boga: „spraw, aby byli jedno”. Benedykt XVI spotyka się z Żydami, prawosławnymi, wiernymi z Kościołów reformacji, Kościoła anglikańskiego; wierny temu, co napisał w deklaracji Dominus lesus – tytułem Kościoła obdarzając jedynie Kościół prawosławny i Kościoły orientalne Wschodu. Radośnie wita się z przedstawicielami różnych Kościołów, raz nawet wybrał się na ekumeniczny spacer na nieszpory w katedrze pw. Św. Piotra w Ratyzbonie, czym doprowadził do zakłopotania przedstawiciela prawosławia.

W swojej encyklice Deus Caritas est dokonał syntezy chrześcijańskiego rozumienia miłości i zachęcił, by chrześcijanie byli świadkami miłości. Ekumenizm miłości może integrować podzielone Kościoły w diakonii i uzdalniać do wiarygodnego świadectwa dla świata.

02. marca 2006 roku Benedykt XVI zrezygnował z używania tytułu Patriarchy Zachodu. Nie podał do wiadomości publicznej motywów takiej decyzji. Komentarz, jaki natychmiast podano brzmiał bardzo papistycznie. Fakt ten zinterpretowano jako gest wzmacniający ekumenizm ze Wschodem. Oby takim się okazał. Istnieje bowiem możliwość innej interpretacji. Otóż rezygnacja z tego tytułu jest również przekreśleniem ważności tytułu Patriarchy Wschodu. Wprawdzie w historii wielokrotnie przeciwstawiano sobie te patriarchaty, należy jednak mieć na uwadze, że kiedy były tworzone, istniały jako równorzędne. Rezygnacja z tego tytułu może być również odczytana jako postawienie się ponad patriarchaty Wschodu. A ponieważ dla Benedykta XVI sprawa prymatu ma znaczenie pierwszorzędne możemy wyciągnąć śmiało taki właśnie wniosek: rezygnacja z tytułu Patriarchy jest odcięciem się od możliwości bycia równorzędnym wobec innych Patriarchów. Musimy pamiętać bowiem, że przyznanie biskupowi Rzymu nadrzędnej roli w chrześcijańskim świecie jest dla papieża jednoznaczne z jednością ekumeniczną – w obecności 50.000 pielgrzymów i turystów modlił się podczas audiencji generalnej 07 czerwca o to, by prymat papieski został uznany przez braci chrześcijan. W niemal każdej swojej ekumenicznej wypowiedzi papież podkreśla konieczność wspólnego świadectwa i pracę w dziedzinie etyki. Stawianie czoła współczesności i walka na rzecz krzewienia chrześcijaństwa oraz obrona chrześcijańskich korzeni Europy to również niezwykle ważne zadania współczesnego dialogu ekumenicznego. „Ekumeniczne dążenia musi wspierać modlitwa, wzajemne przebaczenie i świętość życia każdego z nas” –powiedział podczas przemówienia w Kościele św. Trójcy w Warszawie. Ekumenizm widzi w posłudze charytatywnej Kościołów, we wspólnym włączaniu się w prace na rzecz potrzebujących oraz w konieczności opracowania nowego podejścia do coraz powszechniejszych małżeństw mieszanych. Wyjątkowe miejsce w jego nauczaniu zajmuje kwestia szerzenia chrześcijańskiej etyki w Europie, którą postrzega jako chrześcijańską, co przez wielu wyznawców islamu jest niezgodne z doktryną chrześcijańską, bowiem Europa, w takim ujęciu, traktowana jest jako klub jedynie chrześcijańskich państw, gdzie nie ma miejsca na inne kultury i religie.

Benedykt XVI w swej ekumenicznej pracy szczególnie ciepło odnosi się do wyznawców judaizmu. Trudno jednak powiedzieć, że również islam jest dla niego religią równie istotną. Oczywiście abstrahuję tu od samego misterium, które łączy judaizm z chrześcijaństwem, czego nie ma w relacji chrześcijaństwo-islam. Chodzi mi przede wszystkim o samo podejście papieża do obu religii. Do dziś płaci wysoką cenę za nieopatrznie wypowiedziane słowa – cytat, które przerażająco zabrzmiały w ratyzbońskiej świątyni. Świat islamu pamiętający, że Benedykt XVI będąc kardynałem sprzeciwiał się wejściu Turcji do krajów Unii Europejskiej oraz że dotąd jako kardynał odnosił się do islamu co najmniej chłodno, oburzony domagał się przeprosin. Muzułmanie wciąż pytają, czy niefortunny cytat był umieszczoną między wierszami przestrogą przed inwazją islamu, czy przypadkiem. Nie wiadomo, w jakim celu papież w swoim przemówieniu przywołał tę średniowieczną historię, wiadomo natomiast, i świat muzułmański o tym natychmiast przypomniał, że chrześcijaństwo zbrukało swe dzieje krwią, nie mniej niż miecz Mahometa. Kościół ma wiele na sumieniu.

Dla muzułmanów stosunek nowego papieża do islamu jest „krokiem wstecz”. Sobór Watykański II uznał muzułmanów za braci w wierze i powiedział, że Kościół otacza ich szacunkiem. Kierunek ten kontynuował papież Paweł VI i Jan Paweł II, który jako pierwszy papież przekroczył próg meczetu, złożył pocałunek na Koranie, a w Betlejem przerwał liturgię mszy świętej, ponieważ nagle rozległo się nawoływanie muezina do modlitwy. Wszystkie te gesty wskazywały na to, że obie religie nie tylko się szanują, ale są dla siebie życzliwe i serdeczne. Aktualnie świat islamu obawia się, że choć Benedykt XVI nie uważa islamu za religię miecza będzie jedynie tolerował tę religię i jej wyznawców. Tolerancja ta wykluczy całkowicie jakikolwiek dialog, bo tolerancja w świecie religii i wiary to stanowczo za mało.

Refleksja niniejsza była krytyką pontyfikatu. Jako teolog Kościoła katolickiego czuję się zmuszona do tego, by szukać błędów w Kościele. Wynika to nie z tytułów naukowych, ale z mojej miłości do Kościoła, wiary w moc Jezusowej modlitwy o jedność i wielkiej ekumenicznej pasji, co przez kilka lat przekazywał mi wielki profesor – S. Swieżawski. Analizując ten pontyfikat szukałam tego, co niedoskonałe, słabe, krzywdzące, by nie popaść w eklezjalne samozadowolenie. Gdyby Benedykt XVI był poprzednikiem Jana Pawła II prawdopodobnie nie ustałabym w pochwałach, jednakże jest odwrotnie. Od nowego papieża oczekuję więc jeszcze śmielszych kroków i decyzji, niż od poprzednika, który „przetarł” już ekumeniczny szlak i otworzył nowe możliwości przed swoim następcą. Wzrusza mnie bardzo starszy pan, który łamaną polszczyzną zwraca się do moich rodaków na placu świętego Piotra w Rzymie, zachwyca mnie jego starannie dobrana garderoba, staram się jednak w takich momentach nie zapominać o tym, jaką ma władzę, siłę i odpowiedzialność oraz pamiętać, że niektóre jego słowa i gesty przerażają. Niektórych zaś nie potrafię zrozumieć, jak na przykład wprowadzenie mszy po łacinie do społeczeństw, które nie znają tego języka; mszy odprawianej rytem trydenckim, co zmieniono podczas II Soboru Watykańskiego.

Często przypominam sobie wywiad, którego udzielił kardynał J. Ratzinger, gdzie powiedział, że zajęci ekumenizmem zapominamy, że pilniejszym problemem jest podział wnętrza Kościoła rzymskokatolickiego, który dosięgną! rodziny i parafie. Podczas tego wywiadu odrzucił pogląd, że liturgia jest przedsięwzięciem wiernych i nie powinna być postrzegana jako coś, co angażuje wiernych i pokazuje ich. Po tych słowach zapytałam, jaki jest więc sens istnienia laikatu? Przecież większość osób zaangażowanych w przygotowanie i prowadzenie nabożeństw robi to z pragnienia serca, nie po to, by się pokazać. Z drugiej strony kształt liturgii, jej forma, powinna odpowiadać jej uczestnikom, powinna być dostosowana do ich zdolności percepcyjnych; powinna być odpowiedzią na ich potrzeby, przecież inaczej prowadzi się spotkanie dla dzieci, inaczej dla studentów, inaczej dla matek samotnie wychowujących dzieci. Również forma liturgii: jej prowadzenie, śpiew, dobór tekstów, sposób prowadzenia homilii, atmosfera spotkania, powinny odpowiadać wymaganiom współczesnego społeczeństwa. W tym też wywiadzie na pytanie, czy katolicy i luteranie będą mogli uczestniczyć we wspólnocie ołtarza w przewidywalnej przyszłości, odpowiedział: „NIE”. Jako powód podał brak sukcesji apostolskiej, która nierozłącznie należy do kanonu i Pisma. Rozszerzył tę myśl mówiąc, że Kościół, który nie może mocą swojego urzędu powiedzieć niczego autorytatywnego na temat bieżących spraw wiary, nie ma wspólnoty wiary, a co za tym idzie nie przysługuje mu miano Kościoła.

Czy Benedykt XVI jest papieżem ekumenii? Nie wiem. Nie potrafię udzielić odpowiedzi na to pytanie z pełną stanowczością. Wydaje mi się jednak, że stanowisko, które piastuje narzuca mu pewne zachowania, pewną etykietę kontaktów dyplomatycznych, jednakże na podstawie moich obserwacji nie mogę powiedzieć, by zarażał wiarą w dialog ekumeniczny, by to była jego pasja. Odnoszę nawet wrażenie, że on nie wierzy w sukces starań ekumenicznych, ale ma nadzieję, że jednak ci wszyscy, którzy odeszli – powrócą do Kościoła Jedynego (rzymskiego) i zostaną przyjęci z wielką radością. Tyle tylko, że to już nie jest ekumenizm.

 

dr Luiza Wawrzyńska Furman  (UKSW)

wygłoszone w czasie comiesięcznych nabożeństw ekumenicznych